poniedziałek, 25 listopada 2013

II




-  Wprowadzić  więźnia!  -  krzyknął  wysoki,  dobrze  zbudowany  mężczyzna  w  lśniącej,  złotej  zbroi. 

  -  To  rozkaz  Odyna,  nie  guzdrać  się!  -  ponaglił  drugi,  podobnie  odziany,  dzierżący  w  ręku  coś  na  kształt  włóczni.  Chwilę  później,  wielkie,  ozdobne  wrota  otwarły  się  z  hukiem,  ukazując  wszystkim  bladą,  skutą  łańcuchami  postać,  w  otoczeniu  dwóch  królewskich  strażników.      
 

Loki  wzdrygnął  się  mimowolnie  na  widok  siedzącego  w  oddali  starca,  którego  przez  wiele  lat  uważał  za  swojego  ojca.  Nienawidził  go.  Przez  chwilę  naprawdę  żałował,  że  wtrącił  go  do  ciemnego  lochu,  zamiast  po  prostu  zabić,  gdy  nadarzyła  się  ku  temu  okazja.  Kroczył  z  podniesioną  głową,  nie  łapiąc kontaktu wzrokowego z nikim  ze  zgromadzonych.  Nie  spojrzał  nawet  na  „brata”,  który  stał  z  boku  ze  spuszczoną  głową,  kolejny  raz  żałując,  że  mu  zaufał.  Poczciwy  głupiec  -  pomyślał  w  duchu  -  Korzystał  z  wolności,  niczego  nie  świadom,  zabawiając  się  na  swoim  ukochanym  Midgardzie, podczas  gdy  ja  wtrąciłem  do  lochu  samego  Wszechojca,   tymczasowo  sprawując  władzę  w  całym  Asgardzie.  Rozejrzał  się  dookoła.  Sala tronowa była  tak  samo  przytłaczająca  jak   zapamiętał. 
-  Przyprowadzić  go  bliżej  -  doniośle  zwrócił  się  do  strażników  Odyn,  ignorując  odbijające  się  od  monumentalnych  ścian  budowli   echo.  Dźwięk  więziennych  łańcuchów  stopniowo  wypełniał  przestrzeń,  za  każdym  razem,  gdy  bóg  kłamstw  przebierał  nogami.  Kajdany  były  ciężkie  i  mało  wygodne,  lecz  Loki  nie  mógł  dać  po  sobie  tego  poznać,  znosząc  ze  stoickim  spokojem  gwałtowne  szarpnięcia  prowadzących  go  wartowników. 
 
 
 
-  Loki  Laufeysonie!  -  Słysząc  te  słowa,  bóg  kłamstw  nieznacznie  się  uśmiechnął. 
-  Już  drugi  raz  stajesz  przed  Sądem,  nie  robiąc  sobie  nic  z  wymiaru sprawiedliwości,  dlatego…  
-  Twojej  sprawiedliwości!  Tylko  Ty    wyznaczasz  i  uznajesz!  -  przerwał  w  połowie  skazaniec,  mówiąc  podniesionym  głosem.  
  Dlatego  mam  podstawy  twierdzić,  że  próżno  szukać  u  Ciebie  jakiejkolwiek  skruchy!  -  Ryknął  sędziwy  władca,  unosząc  się  z  tronu  -  Byłeś,  jesteś  i  będziesz  oschłym,  zimnokrwistym  stworzeniem,  niezdolnym  do  jakichkolwiek  uczuć. 
O ile  sobie  przypominam,  Thor,  dobrowolnie  zrzekł  się  tronu,  pragnąc  normalnego  życia  u  boku  migradki,  Jane  Foster.  Wziąłem  tylko  to,  co  mi  się  należało  -  odparł  głosem  wypranym  z  emocji. 
-  Nic  Ci  się  nie  należy.  Słyszysz?  Nic.  Jesteś  tylko  pozostawionym  na  pastwę  losu  wyrzutkiem,  którego  łaskawie  przygarnąłem  i   wychowałem  jak  syna. Doprawdy  żałuję  dnia,  w  którym  nie  przeszedłem  obojętnie,  gdy  kwiliłeś  porzucony  przez  Laufeya.  On  miał  przynajmniej  trochę  więcej  rozumu  ode mnie, poznawszy  się  na  Tobie  zaraz  po  urodzeniu.  -  Tym  razem  Wszechojciec  nie  poprosił  wszystkich  zgromadzonych  o  opuszczenie  Sali.  Nie  miał  już  żadnych  skrupułów  przed  publicznym  poniżeniem  zaślepionego  żądzą  władzy  lodowego  olbrzyma,  którego  dotychczas  uważał  za  swojego  syna.  Loki podniósł na niego wzrok skonfundowanych zielonych oczu. Nie  przypuszczał,  że  kiedykolwiek  może  jeszcze  bardziej  znienawidzić  tego  apodyktycznego  starca.  Przybrał  kamienny  wyraz  twarzy  i  po  chwili  odrzekł: 
-  Widzisz,  w  końcu  to  powiedziałeś.  I  po  co  była  ta  cała  szopka?  Nigdy  nie  sądziłem,  że  to  powiem,  ale  prawda  nie  jest  taka  zła,  czyż  nie?  -  jego  głos  zdawał  się  ociekać  furią. 
-  Ojcze,  on…  -  wychylił  się  niebieskooki  następca  tronu.  
  Milcz!  Po  tym  wszystkim  masz  jeszcze  czelność  go  bronić?  Czy  za  mało  krzywd  wyrządził?!  -  pytał  nerwowo  krążąc  koło  tronu.
 -  Pomógł  mi  zlikwidować  niebezpieczeństwo.  Nie  może  być  zły  do  szpiku  kości!  -  przekonywał  dalej  blondyn. 
-  Nie?!  A  później  co  zrobił?  -  zwrócił  się  do  swojego  pierworodnego,  władca  -  Podstępem  ukradł  należną  Ci  władzę,  przeistaczając  się  we  mnie.  A  Ty   jak  ostatni  głupiec  mu  uwierzyłeś!  - Po sali rozszedł się dźwięk  setki  oburzonych westchnień.  Thor,  ponownie  spuścił  głowę,  nerwowo  ściskając  w  ręku  mjolnira. 
 
Sądziłeś,  że  byłbym  tak  głupi?  Miałbym  tak  po  prostu  pozwolić  odejść  swojemu  jedynemu  pierworodnemu,  zostawiając  królestwo  bez  następcy?  Źle  mi  z  tym,  Thorze,  że  byle  midgardzka  kobieta,  uśpiła  twą  czujność. -  Loki  poczuł  lekkie  ukłucie,  i  choć  nie  liczył  na  wielką  litościwość,  nie  sądził,  że  doczeka  dnia,  w którym  przyjdzie  mu  usłyszeć  coś  takiego  z  ust  mężczyzny,  który  przez  wiele  lat  kazał  nazywać  się  jego  ojcem.  Szukając  wsparcia,  ukradkiem  spojrzał  na  Thora,  lecz  otrzymał  jedynie  spojrzenie  pełne  zawodu.  Przypomniał  sobie  życie  w  jego  cieniu.  Ciągłe  porównywanie  do  starszego,  mężnego  brata,  który  mając  do  wyboru  książkę  lub  wojaczkę,  zawsze  wybierał  to  drugie. 
 
-  Wracając  do  twej  kary…  -  ponownie  poczuł  na  sobie  gniewny  wzrok  Odyna  -  Zostaniesz  wygnany  do  Niflheim,  Krainy  wiecznych  ciemności,  by  doczekać  tam  kresu  swych  dni.  Oczy  jasnowłosego  władcy  piorunów  gwałtownie  poszerzały. 
-  Ojcze,  miałeś  nie  skazywać  go  na  śmierć!  -  zaprotestował  błagalnie. 
-  I  nie  skazuję.  Nie  ja  to  zrobię.  Odtąd  jego  los,  leży  w  rękach  Hel.  Loki  prawie  podskoczył  na  dźwięk  imienia  swej  córki.  Nie  przypuszczał,  że  zobaczy    szybciej,  niż  było  mu  to  sądzono. 
-  A  więc  tak?  -  przemówił  wreszcie  -  Dobry,  litościwy  Odyn,  nie  chce  sobie  pobrudzić  rączek,  dlatego  ciężar  decyzji  zostawia  innym!  -  czuł  jak  z  każdym  wypowiedzianym   słowem  narasta  w  nim  jedynie  chłód  i  pustka  - Nie jestem bardziej winien  zarzucanych  mi  zbrodni,  niż  Ty!  -  wygarnął  w  końcu,  mając  świadomość,  że  w  obecnej  sytuacji,  samo  wypowiedzenie  tych  zdań,  było jak zasypywane własnych ran solą.  Jednakże nie potrafił obrać żadnej innej linii obrony.  Jego umysł zawiódł w obliczu nienawiści,  która  spotkała  go  w  miejscu,  które  praktycznie  od  zawsze  nazywał  domem.  
-  Po  tym,  co  ostatnio  uczyniłeś,  nie  licz  na  akt  miłosierdzia  z  mojej  strony.  Nie  ma  już  tej,  która  jako  ostatnia  pokładała  w  Tobie  resztki  nadziei.  Okryłeś  hańbą  tych,  którzy  okazali  Ci  miłość  i  współczucie.  Figga  by  się  Ciebie  wstydziła! -  wycedził  przez  zaciśnięte  zęby,  władca,  gdy  syn  marnotrawny  niemal  zabijał  go  spojrzeniem. 
Konfrontację  przerwał  ledwo  słyszalny,  dobiegający  gdzieś  w  oddali  głos  młodego  wartownika,  strzegącego  wejścia  do  Tronowej  Sali.   -  O  Czcigodny  Odynie!  Przepraszam  za  zakłócanie  ceremonii,  ale  uprzejmie  donoszę,    mamy  gościa.  Przybył  Eros,  syn  Thanosa.  Jego  wizyta  jest  ponoć  nie  cierpiąca  zwłoki  -  ukłonił  się  z  gracją  w  pas,  znikając  za  drzwiami. 
Na  dźwięk  wypowiedzianych  przez  niego  słów,  bóg  kłamstw,  teatralnie  przewrócił  oczami.  Nie  przepadał  za  Erosem.  Co  prawda   nie  znali  się  zbyt  dobrze,  ale  w  tym  przypadku,  Lokiemu  wystarczyła  sama  wymiana  uścisków  dłoni,  gdy  obydwoje  byli  jeszcze  dziećmi.  Przypomniał  sobie  jego  arogancki  uśmieszek,  schowany  za  zakrywającą  dolną  część  twarzy  maską.  Jeśli  Loki  był  uważany  za  szaleńca,  to  w  takim  razie,  kim  był  Eros?  Zimny,  wyrachowany  i  wyniosły  już  za  młodu.  Nie  było  w  tym  nic  nadzwyczajnego,  albowiem   przedstawiciele  rasy  Eternals,  zamieszkujący  jeden  z  księżyców  Saturna – Tytan,  byli  wychowywani  w  iście  spartańskich  warunkach.  Nie  znali  litości,  współczucia  czy  przywiązania.  Rodzina  miała  dla  nich  iście  formalny  charakter.  Liczyła  się  tylko  czystość  krwi,  gwarantująca  przedłużenie  królewskiego  rodu.  Jednak  w  nim  kryło  się  coś  więcej…  Socjopatyczne  skłonności  odziedziczył  w  genach,  wszak  mrożące  krew  w  żyłach  legendy  o  jego  ojcu,  dało  się  słyszeć  we  wszystkich  dziewięciu  krainach.  W  wieku  zaledwie  ośmiu  lat,  Thanos,  po  raz  pierwszy  zabił  i  ujrzał  śmierć.  Spotkanie to  dało  początek  jego  fascynacji,  która  niedługo  potem  przerodziła  się  w  obsesyjną  miłość  do  jej  personifikacji.  By  Śmierć  odwiedzała  go  częściej,  zaczął  notorycznie  zabijać  przeróżne  stworzenia,  widząc  w  niej  przyjaciółkę  i  powierniczkę  swoich  tajemnic.  Rozgniewał  tym  swojego  ojca,  który  zniesmaczony  eksperymentami  syna,  zmuszał  go  do  bycia  na  organizowanych  raz  do  roku  spotkaniach  z  innymi  spadkobiercami  władzy,  na  których  mieli  zachowywać  się  jak  bracia.  Dwa  lata  później,  prawie  zabił  swoją matkę, doprowadzając    do  zapaści  i  długoletniej  śpiączki,  podczas  jednego  ze  swoich  badań,  w  desperackim  poszukiwaniu  metody  skutecznego  zabijania  rasy   Eternals.  Gdy  fakt  ten  ujrzał  światło  dzienne,  Thanos,  zmuszony  został  opuścić  układ  słoneczny,  i  przez ponad sto  lat  podróżował  po  galaktyce,  zdobywając  wiedzę,  a  wraz  z  nią  wpływy  i  upragnioną  władzę.  Wkrótce  stał  się  jedną  z  galaktycznych  potęg,  dysponującą  armią  miliona  poddanych.  Niedługo  potem  powrócił,  zabijając  połowę  populacji,  w  tym  także  swojego  ojca,  by  bez  żadnych  przeszkód  ogłosić  się  nowym  władcą  zrujnowanego  świata.  Eros  był  niemalże  identyczny.  Za  pozwoleniem  Thanosa,  wypatroszył  ostrym  sztyletem  ciało  młodszego  brata,  który  jak  twierdził:  „Nie  spełniał  oczekiwań  Wielkiego  Imperatora,  dlatego  w  celu  uniknięcia  hańby,  skazany  został  na  godną  śmierć  z  ręki  swego  brata.”  Loki  odetchnął  głęboko.  Myśl  o  przynależeniu  do  tej  posranej  rodzinki,  napawała  go  niesamowitym  wstrętem.  Mogło  być  gorzej  -  powiedział  do  siebie  pod  nosem.  Mógł  całe  życie  spędzić  w  strachu,  bezwzględnie  rywalizując  o  władzę  z  tym  „chorym  pojebem”,  zamiast  beztrosko  wylegiwać  się  w  cieniu  dobrodusznego,  bezmózgiego  osiłka,  który  bądź  co  bądź,  kochał  go  ponad  wszystko. 
 
-  Proszę  wszystkich  o  opuszczenie  Sali!  Pragnę  godnie  przyjąć  gościa  -  ogłosił  władca,  poprawiając  się  na  zrobionym  ze  złotego  kruszcu  tronie. 

 
  Wynieść  go  do  Sali  obok.  I  pilnować!  Jeszcze  z  nim  nie  skończyłem!  -  wskazał  palcem  na  Lokiego,  wychodząc  ku  przybyłym  z  wizytą  gościom. 
                                                              

Thor  popatrzył  na  brata  z  przerażeniem.  Był  chudy,  osłabiony  i  blady  jak  kreda.  Zdawało  się,  że  nie  jadł  od  wielu  tygodni,  choć  osobiście  pilnował,  aby  dostarczano  mu  trzy  posiłki  dziennie,  jednak  urażona  duma  Lokiego  za  każdym  razem  odmawiała,  biorąc  górę  nad  doskwierającym  głodem  i  rozsądkiem.    
 
Zostań  tu!  -  rozkazał  -  Idę  porozmawiać   z  Ojcem  -   rzucił  mimochodem,  a  czerwona  peleryna  mignęła  bogu  kłamstw  przed  oczami.   
 
Serio?  A  niby  gdzie  mam  się  udać?  I  pomyśleć,  że  ktoś  taki  zasiądzie  na  tronie  Asgardu...   -  myślał,  kręcąc  z  dezaprobatą  głową. 
 
                                                                         ***
 
 
-  Proszę,  proszę…  Czy  to  nie…  ksią…   Zaraz,  nie  użyję  tego  słowa,  bo  byłoby  to  nieprawdą.
 
  Loki  poczuł,  jak  wszystko  wywraca  mu  się  w  żołądku,  robiąc  niekontrolowaną  rewolucję.  Bał  się  właściciela  tego  głosu,  a  raczej  tego,  co  zwykle  zwiastuje  swoją  obecnością.  Przybrał  jednak  „maskę  obojętności”,  nie  dając  tego  po  sobie  poznać. 
 
-  Śmiało,  Eros,  nie  krępuj  się.  Poużywaj  sobie.   
 
 -  Doprawdy?  -  syn  Thanosa  podszedł  tak  blisko,  że  dało  się  spojrzeć  w  przeszywającą  pustkę  jego  martwych  oczu. 
 
  -  A  niby  po  co  mam  marnować  czas  na  rozmowy  z  pionkami,  skoro  mogę  zająć  się  królem?  -  wydał  z  siebie  dziwny  dźwięk,  który  w  odczycie  Lokiego,  był  drwiącym  śmiechem. 
 
- Ojciec  musi  być  z  Ciebie  dumny.  Niecodziennie  zabija  się  brata.  Wydałeś  z  tego  powodu  jakieś  przyjęcie?  -  odgryzł  się  po  chwili.  
 
 -  Nigdy  o  to  nie  dbałem -  powiedział spokojnie  -  W  przeciwieństwie  do  tego,  który  stoi  teraz  przede  mną,  skuty  w  kajdany  jak  najgorszej  klasy  jeniec. 
 
Loki  poczuł,   jak   w   jego   osłabionym  ciele,   w   ekspresowym  tempie  narasta  gniew.  Mało  kto  potrafił  tak  szybko  wyprowadzić  go  z  równowagi.  Można  nawet  posunąć  się  o  stwierdzenie,  że  ten,  skurwiel,  zdawał  się  mieć  na  to  monopol.   
 
 -  Jak  już  pogawędzisz  sobie  z  Odynem,  nie  zapomnij  przesłać  mu  ode  mnie  prezent,  w  postaci  szybkiego  ciosu  pod   żebra  -  syknął,  mrużąc  zielone  jak  trucizna  oczy.  
   
Wiesz,  mógłbym  Cię  nawet  polubić...  Gdybyś  nie  był  tak  nieudolny,  bękarcie  -  Eros  z  trudem  stłumił  szyderczy  śmiech,   pozostając  do  samego  końca  we  wzrokowym  kontakcie  z  dawnym  asgardzkim  księciem.   Loki  wypuścił   trzymane  w  płucach  powietrze,  gdy  okazałe,  mosiężne  drzwi  zamknęły  się  za  Eternalczykiem  z  hukiem.  
 

                                                                             ***







 -   Pośpiesz  się.  Mam  dobre  wieści  -  usłyszał  Loki,  gdy  ktoś  mocno  szarpnął  go  za  ramię. 

-   Zostawcie  nas.  Sam  zajme  się  bratem  -  zwrócił  się  do  trzymających  ciężkie  łańcuchy  strażników.  Kiwnęli  głowami  na  znak  posłuszeństwa,  po  czym  oddalili  się  w  kierunku  wyjścia.  Loki  spojrzał  na  niego  pytająco. 


-  Ojciec  pozwolił  mi  zaprowadzić  Cię  do  Niflheim  -  wyjaśnił  w  końcu   bóg  piorunów. 

Aha,  a  te  dobre?  -  mruknął  z  niesmakiem.  Nigdy  nie  posądzał  Thora  o  przebłyski  geniuszu,  ale  to  było  już  szczytem  jego  "intelektualnych"  możliwości. 

Dobre  są  takie,  że  wcale  tam  nie  lecimy  -   Zielone  oczy  Lokiego  błysnęły  złowieszczo.  Uwielbiał  takie  nieoczekiwane  zwroty  akcji. 

Bracie!  Znowu  knujesz!  Nigdy  bym  się  tego  nie  spodziewał  -  wykrzywił  usta  w  sardonicznym  uśmiechu. 

I  ojciec  oczywiście  o  niczym  nie  wie,  prawda?  -  dociekał  wyraźnie  zainteresowany. 

Owszem,  nie  może  się  dowiedzieć  -  Thor  nieznacznie  ściszył  swój  głos.  Rozbawiony  Loki  zrobił  to  samo. 

Czyli  co?  Zdradzisz  mi  odrobine  swego  niecnego  planu?  -  mówił  prawie  szeptem. 

Nie  czas  na  błazenade,  Loki.  Nie  mamy  chwili  do  stracenia  -  pociągnął  go  za  sobą  blondyn,  rozglądając  się  dookoła  -  Ojciec  jest  teraz  zajęty  Erosem,  więc  mamy  czas  na  działanie  -  mówił  dalej  pełen  powagi. 

Doskonale!  Czyli  co?  -  ironizował  zielonooki. 

Milcz!  -  nakazał  mu  gniewnie  władca  błyskawic,  pośpiesznie  dosiadając  białego  konia.  

No, no...  Proszę,  wykapany  ojczulek  -  zaśmiał  się  głośno  bóg  psot.  Thor  puścił  tę  uwagę  mimo  uszu. 

Wskakuj  -  powiedział,  podając  mu  dłoń.  Loki  niezdarnie  wgamolił  się  na  konia,  przeklinając  w  różnych  językach  obolałe  nadgarstki.  Przypięte  do  rąk  kajdany,  połączone  grubym  łańcuchem  z  umieszczoną  na  szyi  obrożą,  wcale  nie  ułatwiały  mu  sprawnego  poruszania. 


Thor   pędził  jak  oszalały,  przemierzając  wzdłuż  cały  Bifrost.  Gdy  zbliżali  się  do  jego  końca,  krzyknął:  "Heimdallu! Otwórz most!".  Widzący  wszystko  czarnoskóry  strażnik,  porozumiewawczo  skinął  głową,  przekręcając  wbity  w  służącą  do  teleportacji  maszynę  miecz.  O  nic  nie  pytał.  Dziwne.  Widocznie  znający  wcześniej  decyzję  ojca,  Thor,  miał  to  już  dokładnie  zaplanowane  -  pomyślał  Loki,  niezdarnie  zsiadając  z  konia. 


Co  planujesz?  Dokąd  się  udamy?  -  zapytał. 

Ty  się  udasz,  bracie,  ja  będę  musiał  tu  zostać  -  rzekł  blondyn,  z  trzaskiem  rozrywając  mu  łańcuchy.  

Nie  można  było  tak  od  razu?  -  wyszczerzył  się  Loki,  kolejny  raz  podważając  inteligencję  przyszłego  władcy  Asgardu.   




Nie  ma  za  co  -  rzucił  mu  oschle.  

 Thor?  -  bóg  kłamstw  zatrzymał  go  przez  chwilę.


Uważaj  na  tego  Erosa.  To  psychopata,  będą  z  nim  problemy.  Cokolwiek  powie,  nie  ufaj  mu  -  złapał go za ramię, choć położenie ręki na ciele kogoś, komu zawsze starał się ślepo dorównać, sprawiało mu wiele trudu. 

-  I  kto  to  mówi  -  uśmiechnął  się  blado  następca  tronu,  klepiąc  przyszywanego  brata  po  policzku. 

Idź  już!  -  wydarł  się,  widząc  pędzące  po  moście  straże. 

Thor?  Thor?!  Gdzie  właściwie  lecę?!  -  z  twarzy  Lokiego  błyskawicznie  zniknęły  wszelkie  ślady  drwiącego  uśmiechu.   Zastąpił  go  teraz  strach  spowodowany  niewiedzą. 

Heimdallu!  Do  Midgardu!  -  krzyknął  niebieskooki,  szybko  popychając  przestraszonego  boga  psot  w  kierunku  otwartego  portalu.  Ostatnie,  co  zdążył  zobaczyć,  był  widok  nieopisanego  przerażenia,  malującego  się  na  szczupłej,  bladej  twarzy  brata. 


***
 
 
 -   Musiało  być  Ci  ciężko...   Usłyszał  zatroskany  kobiecy  głos.  Tylko  dwie  niewiasty  w  Asgardzie  tak  się  o  niego  martwiły.  Zmarła  jakiś  czas  temu  matka  -  zabita  podczas  najazdu  Mrocznych  Elfów,  dowodzonych  przez  mściwego  Malekitha,  pozostawiając  tym  samym  ciężką  do  wypełnienia  pustkę,  i...  

 Sif...  -  uśmiechnął  się  lekko  wypowiadając  jej  imię  -  Myślałem,  że  nie  obchodzi  Cię  los  Lokiego.  Nigdy  za  nim  nie  przepadałaś  -   oparł  się  o  marmurową  balustradę  balkonu,  wychodzącego  na  zewnątrz  prosto  z  jego  komnaty.    
 
I  tak  jest  nadal,  ale  jest  ważny...  Dla  Ciebie...  -  podeszła  bliżej,  odruchowo  łapiąc  go  za  kawałek  szaty  -   Jesteś  zmęczony.  Musisz  odpocząć  -   stwierdziła  nieśmiało,  początkowo unikając  kontaktu  wzrokowego.  
 
 
 -  Nic  mi  nie  będzie.  Bywało  gorzej  -  odchrząknął  nerwowo,  czując  na  sobie  wzrok  przyjaciółki. 
 
Sif,  muszę  Ci  o  czymś  powiedzieć...   -  powiedział  po  namyśle.  Czuł  się  mocno  niezręcznie,  choć  w  głębi  serca  wierzył,  że  może  podzielić  się  z  nią  każdą  trapiącą  go  myślą.  Nie  lubił  jednak  takich  rozmów.  Nie,  jeśli  ich  głównym  tematem  był  znienawidzony  przez  nią  Loki.  
 
Zadrżała.   Poczuła   się,   jakby   ją   uwodził...
 
 
Tak?  -  zachęcała  go  łagodnym  spojrzeniem.  Czekała  na  tę  chwilę,  chociaż  po  ostatniej  wizycie  Jane  Foster  przestała  się  łudzić,  że  Thor  kiedykolwiek  spojrzy  na  nią  inaczej,  niż  na  pozostałych  kompanów  do  walki.  Gdyby  tylko  zechciał  ujrzeć  w  niej  kobietę...  Przygryzła  wargi  w  oczekiwaniu  na  wypowiedziane  przez  Thora  słowa. 
 
 
Wysłałem  Lokiego  do  Midgardu...  -  wydusił  w  końcu. 
 
 
Sif  poczuła,  jak  oblewa  ją  fala  zimnego  potu,  zmieszanego  z  uczuciem  głębokiego  zażenowania.  Zupełnie  tak,  jakby  przez  chwilę  balansowała  nad  przepaścią,  stopniowo  tracąc  grunt  pod  nogami.  Skup  się,  to  nic  takiego... SKUP!  -  przywoływała  się  po  cichu  do  porządku.  Nie  były  to  słowa,  które  pragnęła  usłyszeć. 
 
 
-  Co  zrobiłeś?!   
 
 
 
 
 
 
 


 
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz