-
Wprowadzić więźnia! -
krzyknął wysoki, dobrze
zbudowany mężczyzna w
lśniącej, złotej zbroi.
-
To
rozkaz Odyna, nie
guzdrać się! - ponaglił drugi,
podobnie odziany, dzierżący
w ręku coś
na kształt włóczni.
Chwilę później,
wielkie, ozdobne wrota
otwarły się z
hukiem, ukazując wszystkim
bladą, skutą łańcuchami
postać, w otoczeniu dwóch królewskich strażników.
Loki wzdrygnął się
mimowolnie na widok siedzącego w
oddali starca, którego
przez wiele lat
uważał za swojego
ojca. Nienawidził go.
Przez chwilę naprawdę
żałował, że wtrącił
go do ciemnego
lochu, zamiast po
prostu zabić, gdy
nadarzyła się ku
temu okazja. Kroczył z podniesioną
głową, nie łapiąc kontaktu wzrokowego z nikim ze zgromadzonych. Nie
spojrzał nawet na
„brata”, który stał
z boku ze
spuszczoną głową, kolejny
raz żałując, że mu zaufał.
Poczciwy głupiec
- pomyślał w
duchu - Korzystał z
wolności, niczego nie
świadom, zabawiając się
na swoim ukochanym Midgardzie, podczas gdy ja wtrąciłem
do lochu samego
Wszechojca, tymczasowo sprawując
władzę w całym
Asgardzie. Rozejrzał się
dookoła. Sala tronowa była tak samo przytłaczająca
jak ją zapamiętał.
-
Przyprowadzić go bliżej
- doniośle zwrócił
się do strażników
Odyn, ignorując odbijające
się od monumentalnych ścian
budowli echo. Dźwięk
więziennych łańcuchów stopniowo
wypełniał przestrzeń, za
każdym razem, gdy
bóg kłamstw przebierał
nogami. Kajdany były
ciężkie i mało
wygodne, lecz Loki
nie mógł dać
po sobie tego
poznać, znosząc ze
stoickim spokojem gwałtowne
szarpnięcia prowadzących go
wartowników.
- Loki Laufeysonie! -
Słysząc te słowa,
bóg kłamstw nieznacznie
się uśmiechnął.
- Już drugi raz
stajesz przed Sądem,
nie robiąc sobie
nic z wymiaru sprawiedliwości, dlatego…
-
Twojej sprawiedliwości! Tylko
Ty ją wyznaczasz
i uznajesz! - przerwał w
połowie skazaniec, mówiąc
podniesionym głosem.
– Dlatego mam podstawy
twierdzić, że próżno
szukać u Ciebie
jakiejkolwiek skruchy! -
Ryknął sędziwy władca,
unosząc się z
tronu - Byłeś, jesteś
i będziesz oschłym,
zimnokrwistym stworzeniem, niezdolnym
do jakichkolwiek uczuć.
– O ile sobie
przypominam, Thor, dobrowolnie
zrzekł się tronu,
pragnąc normalnego życia
u boku migradki,
Jane Foster. Wziąłem
tylko to, co
mi się należało
- odparł głosem
wypranym z emocji.
- Nic Ci się
nie należy. Słyszysz?
Nic. Jesteś tylko
pozostawionym na pastwę
losu wyrzutkiem, którego
łaskawie przygarnąłem i
wychowałem jak syna. Doprawdy żałuję
dnia, w którym
nie przeszedłem obojętnie,
gdy kwiliłeś porzucony
przez Laufeya. On
miał przynajmniej trochę
więcej rozumu ode mnie, poznawszy się
na Tobie zaraz
po urodzeniu. - Tym
razem Wszechojciec nie
poprosił wszystkich zgromadzonych
o opuszczenie Sali.
Nie miał już
żadnych skrupułów przed
publicznym poniżeniem zaślepionego
żądzą władzy lodowego
olbrzyma, którego dotychczas
uważał za swojego
syna. Loki podniósł na niego
wzrok skonfundowanych zielonych oczu. Nie
przypuszczał, że kiedykolwiek
może jeszcze bardziej
znienawidzić tego apodyktycznego starca.
Przybrał kamienny wyraz
twarzy i po
chwili odrzekł:
- Widzisz, w końcu
to powiedziałeś. I
po co była
ta cała szopka?
Nigdy nie sądziłem,
że to powiem,
ale prawda nie
jest taka zła,
czyż nie? - jego głos
zdawał się ociekać
furią.
- Ojcze, on… -
wychylił się niebieskooki
następca tronu.
– Milcz! Po tym
wszystkim masz jeszcze
czelność go bronić?
Czy za mało
krzywd wyrządził?! -
pytał nerwowo krążąc
koło tronu.
-
Pomógł mi
zlikwidować niebezpieczeństwo. Nie
może być zły
do szpiku kości! -
przekonywał dalej blondyn.
- Nie?! A później
co zrobił? -
zwrócił się do
swojego pierworodnego, władca
- Podstępem ukradł należną
Ci władzę, przeistaczając się
we mnie. A Ty jak
ostatni głupiec mu
uwierzyłeś! - Po sali
rozszedł się dźwięk setki oburzonych westchnień. Thor,
ponownie spuścił głowę,
nerwowo ściskając w
ręku mjolnira.
- Sądziłeś,
że byłbym tak
głupi? Miałbym tak
po prostu pozwolić
odejść swojemu jedynemu
pierworodnemu, zostawiając królestwo
bez następcy? Źle
mi z tym,
Thorze, że byle
midgardzka kobieta, uśpiła
twą czujność. - Loki poczuł lekkie
ukłucie, i choć
nie liczył na
wielką litościwość, nie
sądził, że doczeka
dnia, w którym przyjdzie
mu usłyszeć coś
takiego z ust
mężczyzny, który przez
wiele lat kazał
nazywać się jego
ojcem. Szukając wsparcia,
ukradkiem spojrzał na
Thora, lecz otrzymał
jedynie spojrzenie pełne zawodu.
Przypomniał sobie
życie w jego
cieniu. Ciągłe porównywanie
do starszego, mężnego
brata, który mając
do wyboru książkę
lub wojaczkę, zawsze
wybierał to drugie.
- Wracając do twej
kary… - ponownie
poczuł na sobie
gniewny wzrok Odyna
- Zostaniesz wygnany do Niflheim,
Krainy wiecznych ciemności,
by doczekać tam
kresu swych dni. Oczy
jasnowłosego władcy piorunów
gwałtownie poszerzały.
- Ojcze,
miałeś nie skazywać
go na śmierć! - zaprotestował
błagalnie.
- I
nie skazuję. Nie
ja to zrobię.
Odtąd jego los,
leży w rękach
Hel. Loki prawie
podskoczył na dźwięk
imienia swej córki.
Nie przypuszczał, że
zobaczy ją szybciej,
niż było mu
to sądzono.
- A więc tak? -
przemówił wreszcie
- Dobry, litościwy Odyn,
nie chce sobie
pobrudzić rączek, dlatego
ciężar decyzji zostawia
innym! - czuł
jak z każdym
wypowiedzianym słowem narasta
w nim jedynie
chłód i pustka
- Nie jestem bardziej winien zarzucanych
mi zbrodni, niż
Ty! - wygarnął
w końcu, mając
świadomość, że w
obecnej sytuacji, samo wypowiedzenie
tych zdań, było jak zasypywane własnych ran solą. Jednakże nie potrafił obrać żadnej innej linii
obrony. Jego umysł zawiódł w obliczu
nienawiści, która spotkała go w miejscu, które praktycznie od
zawsze nazywał domem.
- Po tym, co
ostatnio uczyniłeś, nie
licz na akt
miłosierdzia z mojej
strony. Nie ma
już tej, która
jako ostatnia pokładała
w Tobie resztki
nadziei. Okryłeś hańbą
tych, którzy okazali
Ci miłość i
współczucie. Figga by
się Ciebie wstydziła! -
wycedził przez zaciśnięte
zęby, władca, gdy
syn marnotrawny niemal
zabijał go spojrzeniem.
Konfrontację przerwał ledwo
słyszalny, dobiegający gdzieś
w oddali głos
młodego wartownika, strzegącego
wejścia do Tronowej
Sali. - O
Czcigodny Odynie! Przepraszam
za zakłócanie ceremonii,
ale uprzejmie donoszę,
iż mamy gościa.
Przybył Eros, syn
Thanosa. Jego wizyta
jest ponoć nie
cierpiąca zwłoki -
ukłonił się z
gracją w pas,
znikając za drzwiami.
Na dźwięk wypowiedzianych przez
niego słów, bóg
kłamstw, teatralnie przewrócił
oczami. Nie przepadał
za Erosem. Co
prawda nie znali
się zbyt dobrze,
ale w tym
przypadku, Lokiemu wystarczyła
sama wymiana uścisków
dłoni, gdy obydwoje
byli jeszcze dziećmi.
Przypomniał sobie jego
arogancki uśmieszek, schowany
za zakrywającą dolną
część twarzy maską.
Jeśli Loki był
uważany za szaleńca,
to w takim
razie, kim był
Eros? Zimny, wyrachowany
i wyniosły już
za młodu. Nie
było w tym nic nadzwyczajnego, albowiem
przedstawiciele rasy Eternals,
zamieszkujący jeden z
księżyców Saturna – Tytan, byli
wychowywani w iście
spartańskich warunkach. Nie
znali litości, współczucia
czy przywiązania. Rodzina
miała dla nich
iście formalny charakter.
Liczyła się tylko
czystość krwi, gwarantująca
przedłużenie królewskiego rodu.
Jednak w nim
kryło się coś
więcej… Socjopatyczne skłonności
odziedziczył w genach,
wszak mrożące krew
w żyłach legendy
o jego ojcu,
dało się słyszeć
we wszystkich dziewięciu
krainach. W wieku
zaledwie ośmiu lat,
Thanos, po raz
pierwszy zabił i
ujrzał śmierć. Spotkanie to
dało początek jego
fascynacji, która niedługo
potem przerodziła się
w obsesyjną miłość
do jej personifikacji. By
Śmierć odwiedzała go częściej, zaczął
notorycznie zabijać przeróżne
stworzenia, widząc w
niej przyjaciółkę i
powierniczkę swoich tajemnic.
Rozgniewał tym swojego
ojca, który zniesmaczony
eksperymentami syna, zmuszał
go do bycia
na organizowanych raz do roku
spotkaniach z innymi spadkobiercami władzy,
na których mieli
zachowywać się jak
bracia. Dwa lata
później, prawie zabił
swoją matkę, doprowadzając
ją do zapaści
i długoletniej śpiączki,
podczas jednego ze
swoich badań, w desperackim poszukiwaniu metody
skutecznego zabijania rasy
Eternals. Gdy fakt
ten ujrzał światło
dzienne, Thanos, zmuszony
został opuścić układ
słoneczny, i przez ponad sto lat
podróżował po galaktyce,
zdobywając wiedzę, a
wraz z nią wpływy
i upragnioną władzę.
Wkrótce stał się
jedną z galaktycznych
potęg, dysponującą armią miliona poddanych.
Niedługo potem powrócił,
zabijając połowę populacji,
w tym także
swojego ojca, by
bez żadnych przeszkód
ogłosić się nowym
władcą zrujnowanego świata.
Eros był niemalże
identyczny. Za pozwoleniem
Thanosa, wypatroszył
ostrym sztyletem ciało młodszego brata,
który jak twierdził:
„Nie spełniał oczekiwań
Wielkiego Imperatora, dlatego
w celu uniknięcia
hańby, skazany został
na godną śmierć
z ręki swego brata.” Loki odetchnął
głęboko. Myśl o
przynależeniu do tej
posranej rodzinki, napawała
go niesamowitym wstrętem.
Mogło być
gorzej - powiedział
do siebie pod
nosem. Mógł całe
życie spędzić w
strachu, bezwzględnie rywalizując
o władzę z
tym „chorym pojebem”,
zamiast beztrosko wylegiwać
się w cieniu
dobrodusznego, bezmózgiego osiłka,
który bądź co
bądź, kochał go
ponad wszystko.
- Proszę wszystkich o
opuszczenie Sali! Pragnę
godnie przyjąć gościa
- ogłosił władca,
poprawiając się na
zrobionym ze złotego
kruszcu tronie.
– Wynieść go do
Sali obok. I
pilnować! Jeszcze z
nim nie skończyłem!
- wskazał palcem
na Lokiego, wychodząc
ku przybyłym z
wizytą gościom.
- Pośpiesz się. Mam dobre wieści - usłyszał Loki, gdy ktoś mocno szarpnął go za ramię.
- Zostawcie nas. Sam zajme się bratem - zwrócił się do trzymających ciężkie łańcuchy strażników. Kiwnęli głowami na znak posłuszeństwa, po czym oddalili się w kierunku wyjścia. Loki spojrzał na niego pytająco.
- Ojciec pozwolił mi zaprowadzić Cię do Niflheim - wyjaśnił w końcu bóg piorunów.
- Aha, a te dobre? - mruknął z niesmakiem. Nigdy nie posądzał Thora o przebłyski geniuszu, ale to było już szczytem jego "intelektualnych" możliwości.
- Dobre są takie, że wcale tam nie lecimy - Zielone oczy Lokiego błysnęły złowieszczo. Uwielbiał takie nieoczekiwane zwroty akcji.
- Bracie! Znowu knujesz! Nigdy bym się tego nie spodziewał - wykrzywił usta w sardonicznym uśmiechu.
- I ojciec oczywiście o niczym nie wie, prawda? - dociekał wyraźnie zainteresowany.
- Owszem, nie może się dowiedzieć - Thor nieznacznie ściszył swój głos. Rozbawiony Loki zrobił to samo.
- Czyli co? Zdradzisz mi odrobine swego niecnego planu? - mówił prawie szeptem.
- Nie czas na błazenade, Loki. Nie mamy chwili do stracenia - pociągnął go za sobą blondyn, rozglądając się dookoła - Ojciec jest teraz zajęty Erosem, więc mamy czas na działanie - mówił dalej pełen powagi.
- Doskonale! Czyli co? - ironizował zielonooki.
- Milcz! - nakazał mu gniewnie władca błyskawic, pośpiesznie dosiadając białego konia.
- No, no... Proszę, wykapany ojczulek - zaśmiał się głośno bóg psot. Thor puścił tę uwagę mimo uszu.
- Wskakuj - powiedział, podając mu dłoń. Loki niezdarnie wgamolił się na konia, przeklinając w różnych językach obolałe nadgarstki. Przypięte do rąk kajdany, połączone grubym łańcuchem z umieszczoną na szyi obrożą, wcale nie ułatwiały mu sprawnego poruszania.
- Co planujesz? Dokąd się udamy? - zapytał.
- Ty się udasz, bracie, ja będę musiał tu zostać - rzekł blondyn, z trzaskiem rozrywając mu łańcuchy.
- Nie można było tak od razu? - wyszczerzył się Loki, kolejny raz podważając inteligencję przyszłego władcy Asgardu.
- Nie ma za co - rzucił mu oschle.
- Thor? - bóg kłamstw zatrzymał go przez chwilę.
- Uważaj na tego Erosa. To psychopata, będą z nim problemy. Cokolwiek powie, nie ufaj mu - złapał go za ramię, choć położenie ręki na ciele kogoś, komu zawsze starał się ślepo dorównać, sprawiało mu wiele trudu.
- I kto to mówi - uśmiechnął się blado następca tronu, klepiąc przyszywanego brata po policzku.
- Idź już! - wydarł się, widząc pędzące po moście straże.
- Thor? Thor?! Gdzie właściwie lecę?! - z twarzy Lokiego błyskawicznie zniknęły wszelkie ślady drwiącego uśmiechu. Zastąpił go teraz strach spowodowany niewiedzą.
Thor popatrzył na
brata z przerażeniem.
Był chudy, osłabiony
i blady jak
kreda. Zdawało się,
że nie jadł
od wielu tygodni,
choć osobiście pilnował,
aby dostarczano mu trzy posiłki
dziennie, jednak urażona
duma Lokiego
za każdym razem odmawiała, biorąc górę
nad doskwierającym głodem
i rozsądkiem.
- Zostań tu! - rozkazał - Idę porozmawiać z Ojcem - rzucił mimochodem, a czerwona peleryna mignęła bogu kłamstw przed oczami.
Serio? A niby gdzie mam się udać? I pomyśleć, że ktoś taki zasiądzie na tronie Asgardu... - myślał, kręcąc z dezaprobatą głową.
***
- Proszę, proszę… Czy to nie… ksią… Zaraz,
nie użyję tego
słowa, bo byłoby
to nieprawdą.
Loki poczuł,
jak wszystko wywraca
mu się w żołądku, robiąc
niekontrolowaną rewolucję. Bał
się właściciela tego
głosu, a raczej
tego, co zwykle
zwiastuje swoją obecnością.
Przybrał jednak „maskę
obojętności”, nie dając
tego po sobie
poznać.
- Śmiało, Eros, nie krępuj się. Poużywaj sobie.
- Doprawdy? - syn Thanosa podszedł tak blisko, że dało się spojrzeć w przeszywającą pustkę jego martwych oczu.
- A niby po co mam marnować czas na rozmowy z pionkami, skoro mogę zająć się królem? - wydał z siebie dziwny dźwięk, który w odczycie Lokiego, był drwiącym śmiechem.
- Ojciec musi być z Ciebie dumny. Niecodziennie zabija się brata. Wydałeś z tego powodu jakieś przyjęcie? - odgryzł się po chwili.
- Nigdy o to nie dbałem - powiedział spokojnie - W przeciwieństwie do tego, który stoi teraz przede mną, skuty w kajdany jak najgorszej klasy jeniec.
Loki poczuł, jak w jego osłabionym ciele, w ekspresowym tempie narasta gniew. Mało kto potrafił tak szybko wyprowadzić go z równowagi. Można nawet posunąć się o stwierdzenie, że ten, skurwiel, zdawał się mieć na to monopol.
- Jak już pogawędzisz sobie z Odynem, nie zapomnij przesłać mu ode mnie prezent, w postaci szybkiego ciosu pod żebra - syknął, mrużąc zielone jak trucizna oczy.
- Wiesz, mógłbym Cię nawet polubić... Gdybyś nie był tak nieudolny, bękarcie - Eros z trudem stłumił szyderczy śmiech, pozostając do samego końca we wzrokowym kontakcie z dawnym asgardzkim księciem. Loki wypuścił trzymane w płucach powietrze, gdy okazałe, mosiężne drzwi zamknęły się za Eternalczykiem z hukiem.
***
- Pośpiesz się. Mam dobre wieści - usłyszał Loki, gdy ktoś mocno szarpnął go za ramię.
- Zostawcie nas. Sam zajme się bratem - zwrócił się do trzymających ciężkie łańcuchy strażników. Kiwnęli głowami na znak posłuszeństwa, po czym oddalili się w kierunku wyjścia. Loki spojrzał na niego pytająco.
- Ojciec pozwolił mi zaprowadzić Cię do Niflheim - wyjaśnił w końcu bóg piorunów.
- Aha, a te dobre? - mruknął z niesmakiem. Nigdy nie posądzał Thora o przebłyski geniuszu, ale to było już szczytem jego "intelektualnych" możliwości.
- Dobre są takie, że wcale tam nie lecimy - Zielone oczy Lokiego błysnęły złowieszczo. Uwielbiał takie nieoczekiwane zwroty akcji.
- Bracie! Znowu knujesz! Nigdy bym się tego nie spodziewał - wykrzywił usta w sardonicznym uśmiechu.
- I ojciec oczywiście o niczym nie wie, prawda? - dociekał wyraźnie zainteresowany.
- Owszem, nie może się dowiedzieć - Thor nieznacznie ściszył swój głos. Rozbawiony Loki zrobił to samo.
- Czyli co? Zdradzisz mi odrobine swego niecnego planu? - mówił prawie szeptem.
- Nie czas na błazenade, Loki. Nie mamy chwili do stracenia - pociągnął go za sobą blondyn, rozglądając się dookoła - Ojciec jest teraz zajęty Erosem, więc mamy czas na działanie - mówił dalej pełen powagi.
- Doskonale! Czyli co? - ironizował zielonooki.
- Milcz! - nakazał mu gniewnie władca błyskawic, pośpiesznie dosiadając białego konia.
- No, no... Proszę, wykapany ojczulek - zaśmiał się głośno bóg psot. Thor puścił tę uwagę mimo uszu.
- Wskakuj - powiedział, podając mu dłoń. Loki niezdarnie wgamolił się na konia, przeklinając w różnych językach obolałe nadgarstki. Przypięte do rąk kajdany, połączone grubym łańcuchem z umieszczoną na szyi obrożą, wcale nie ułatwiały mu sprawnego poruszania.
Thor pędził jak oszalały, przemierzając wzdłuż cały Bifrost. Gdy zbliżali się do jego końca, krzyknął: "Heimdallu! Otwórz most!". Widzący wszystko czarnoskóry strażnik, porozumiewawczo skinął głową, przekręcając wbity w służącą do teleportacji maszynę miecz. O nic nie pytał. Dziwne. Widocznie znający wcześniej decyzję ojca, Thor, miał to już dokładnie zaplanowane - pomyślał Loki, niezdarnie zsiadając z konia.
- Co planujesz? Dokąd się udamy? - zapytał.
- Ty się udasz, bracie, ja będę musiał tu zostać - rzekł blondyn, z trzaskiem rozrywając mu łańcuchy.
- Nie można było tak od razu? - wyszczerzył się Loki, kolejny raz podważając inteligencję przyszłego władcy Asgardu.
- Thor? - bóg kłamstw zatrzymał go przez chwilę.
- Uważaj na tego Erosa. To psychopata, będą z nim problemy. Cokolwiek powie, nie ufaj mu - złapał go za ramię, choć położenie ręki na ciele kogoś, komu zawsze starał się ślepo dorównać, sprawiało mu wiele trudu.
- I kto to mówi - uśmiechnął się blado następca tronu, klepiąc przyszywanego brata po policzku.
- Idź już! - wydarł się, widząc pędzące po moście straże.
- Thor? Thor?! Gdzie właściwie lecę?! - z twarzy Lokiego błyskawicznie zniknęły wszelkie ślady drwiącego uśmiechu. Zastąpił go teraz strach spowodowany niewiedzą.
- Heimdallu! Do Midgardu! - krzyknął niebieskooki, szybko popychając przestraszonego boga psot w kierunku otwartego portalu. Ostatnie, co zdążył zobaczyć, był widok nieopisanego przerażenia, malującego się na szczupłej, bladej twarzy brata.
***
- Musiało być Ci ciężko... Usłyszał zatroskany kobiecy głos. Tylko dwie niewiasty w Asgardzie tak się o niego martwiły. Zmarła jakiś czas temu matka - zabita podczas najazdu Mrocznych Elfów, dowodzonych przez mściwego Malekitha, pozostawiając tym samym ciężką do wypełnienia pustkę, i...
- Sif... - uśmiechnął się lekko wypowiadając jej imię - Myślałem, że nie obchodzi Cię los Lokiego. Nigdy za nim nie przepadałaś - oparł się o marmurową balustradę balkonu, wychodzącego na zewnątrz prosto z jego komnaty.
- I tak jest nadal, ale jest ważny... Dla Ciebie... - podeszła bliżej, odruchowo łapiąc go za kawałek szaty - Jesteś zmęczony. Musisz odpocząć - stwierdziła nieśmiało, początkowo unikając kontaktu wzrokowego.
- Nic mi nie będzie. Bywało gorzej - odchrząknął nerwowo, czując na sobie wzrok przyjaciółki.
- Sif, muszę Ci o czymś powiedzieć... - powiedział po namyśle. Czuł się mocno niezręcznie, choć w głębi serca wierzył, że może podzielić się z nią każdą trapiącą go myślą. Nie lubił jednak takich rozmów. Nie, jeśli ich głównym tematem był znienawidzony przez nią Loki.
Zadrżała. Poczuła się, jakby ją uwodził...
- Tak? - zachęcała go łagodnym spojrzeniem. Czekała na tę chwilę, chociaż po ostatniej wizycie Jane Foster przestała się łudzić, że Thor kiedykolwiek spojrzy na nią inaczej, niż na pozostałych kompanów do walki. Gdyby tylko zechciał ujrzeć w niej kobietę... Przygryzła wargi w oczekiwaniu na wypowiedziane przez Thora słowa.
- Wysłałem Lokiego do Midgardu... - wydusił w końcu.
Sif poczuła, jak oblewa ją fala zimnego potu, zmieszanego z uczuciem głębokiego zażenowania. Zupełnie tak, jakby przez chwilę balansowała nad przepaścią, stopniowo tracąc grunt pod nogami. Skup się, to nic takiego... SKUP! - przywoływała się po cichu do porządku. Nie były to słowa, które pragnęła usłyszeć.
- Co zrobiłeś?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz