Miałam piękne życie, a przynajmniej tak mogło się
wydawać komuś, kto rzetelnie kolekcjonował codzienną prasę. Wystawne bankiety,
egzotyczne podróże, kilkanaście posiadłości, prywatny zamek, niekończąca się
liczba zer na koncie. Miałam wszystko. Czasami uśmiecham się na samą myśl o
tym, że mój późniejszy przyjaciel, miliarder Tony Stark, zapłacił pół miliona
dolarów za nasz wspólny taniec. Byliśmy wtedy na balu charytatywnym na rzecz
osieroconych dzieci, a ja – jako najbardziej pożądana partia w Gotham,
dobrowolnie wzięłam udział w licytacji. Musiałam tylko robić to, w czym
praktycznie od zawsze byłam najlepsza – udawać. Przybrać dobrze mi znaną maskę
obłudy, stwarzając pozory szampańskiej zabawy.
Przyklejony uśmiech, piękny wygląd, nienaganne maniery i kolacja w towarzystwie
hojnego imbecyla, który zechce za to wszystko słono zapłacić. Niby nic
trudnego, ale na samą myśl robiło mi się niedobrze…
Czasami patrzymy tylko na to, co dane nam było w
owym czasie zobaczyć, nieświadomie pomijając najistotniejszą część spektaklu,
zwanego przez wszystkich dookoła życiem. Wszystko ma dwie strony, szkoda tylko,
że świadomość kruchości ludzkiego ciała, niespełnionych ambicji, pogrzebanych
marzeń czy dogasających uczuć, przychodzi zdecydowanie za późno. Kurtyna opada,
zawiedzona publiczność pośpiesznie opuszcza swoje miejsca,
a człowiek zostaje sam na sam ze swoimi demonami. Ciekawie,
prawda? Zatem pozwólcie, iż
pokrótce przedstawię Wam moją
historię…
Dokładnie dziesięć lat później, pod wpływem silnych emocji, nieoczekiwanie uciekłam
z domu, nie zostawiając po sobie żadnego
pożegnalnego listu. Wyjechałam z
kraju na siedem
lat. Siedem długich, męczących lat, w trakcie których poznałam wycieńczający
głód, ból łamanych kości i uczucie towarzyszące początkowej fazie odmrożenia kończyn.
Granice między dobrem a złem,
zupełnie mi się zatarły…
Pewien człowiek,
przebywający od dłuższego
czasu w Tybecie,
rozpoznał mnie i
wyszkolił. Tam nauczyłam
się posługiwać kataną, shurikenami, włócznią, a także strzelać z łuku i różnego rodzaju broni
palnej. Z tak
skrupulatnie wpojoną wiedzą
oraz nabytymi w
pocie czoła umiejętnościami, mogłam
z powodzeniem zostać najlepiej opłacaną
zabójczynią na świecie
- gdybym, jakimś
cudem, zdecydowała się
przyłączyć do anarchistycznej grupy
banitów, dowodzonej przez
mojego ówczesnego mentora.
Nie zrobiłam tego.
Z trudem udało mi się
z powrotem przedostać
do Gotham, w
którym, jak się
później dowiedziałam, zdążyli
mnie już pochować.
Do życia wróciłam
po to, by
na moich oczach
odbierano najbliższe mi
osoby, spalono rodzinny
dom, próbowano wydziedziczyć, w
celu przejęcia całego majątku i wielokrotnie
usiłowano zabić. Zabrano
mi także jedynego człowieka,
którego tak naprawdę
przez całe swoje
życie kochałam, Williama.
I wtedy cały
mój świat bezpowrotnie
runął, bo nic
tak nie boli, jak utracona, brutalnie zdeptana nadzieja. William był moją nadzieją. Nadzieją na lepsze życie, a z taką stratą, nic nie jest w
stanie się równać.
Nawet ból łamanego
kręgosłupa. Pewnie się
teraz zastanawiacie… Tak,
zabito mnie. Dlaczego żyję? Cóż,
to już zupełnie
inna historia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz