czwartek, 28 listopada 2013

IV

***
 
 
Loki  powoli  otworzył  powieki,  podświadomie  licząc,  że  może  obudzi  się  w  Asgardzie,  a wszystko,  co  mu  się  przytrafiło,  okaże  się  sennym  koszmarem.  Niestety,  rzeczywistość  znów sprzeciwiła  się  jego  pragnieniom.  Wraz  z  przebudzeniem  wracały  ból  i  przemęczenie,  które targały  jego  śmiertelnym  ciałem  zanim  na  dobre  stracił  przytomność.  Leżał  wygodnie  w  czyimś  domu  na  kanapie,  pocierając  opuchnięte  oczy  ręką. 
 
Wstał  powoli,  wciąż  nie  ufając  własnemu  ciału,  i  rozejrzał  się  wokół  siebie.  Pokój  był  wielki, lecz  przytulny,  od  otwartej  kuchni  oddzielony  jedynie  marmurowym  blatem.  Choć  nie  znał  się  na  midgardziej  walucie  i  panujących  tu  standartach,  w  jego  mniemaniu,  śmiertelniczka,  wcale  nie  wyglądała  na  kogoś,  komu  źle  się  w  życiu  powodzi.  Wykończenie  takiego  mieszkania  było  nie  lada  luksusem.  Drewniane  komody,  skórzane  fotele,  marmur  i  duża,  przyjemna  kanapa,  na  której  przyszło  mu   zregenerować  utracone  siły.   
 
 
-  Wreście  się  obudziłeś  -  zaczęła  rozmowę  młoda,  atrakcyjna  kobieta  o  brązowych  włosach.  Weszła  do  pokoju  ubrana  w  zwykłą  czarną  bluzkę,  przez  którą  przebijał  się  zarys  kształtnych  piersi. 
 
 
Gdzie  ja  jestem?  –  wychrypiał,  masując  skronie  i  błagając  by  ból  wreszcie  ustał. 
 
U  mnie  w  domu.  Nie  pamiętasz?   -  usiadła  na  fotelu,  stawiając  przed   nim   szklankę  wody  -  Napij  się,  wydajesz  się  spragniony.  Loki  dziękował  opatrzności,  że  trafił  na  tak  domyślną  osobę. 
 
Opatrzyłam  Ci  rany.  Jezu,  miałeś  stłuczkę  z  tirem?  -  mówiła  dalej,  gdy  był  zajęty  pochłanianiem  zawartości  szklanki. 
 
-   Drobne  perturbacje.  Nic  wielkiego.  Zwykła   kłótnia  z  ojcem  -  obserwował  jej  zaszokowaną  minę  z  rozbawionym  półuśmiechem.
 
  -  Nie  uwierzyłabyś  mym  słowom,  nie  bacząc  na  ukrytą  w  nich  prawdę   –  odpowiedział,  gryząc  się  w  język,  by  nie  dodać  na  końcu  zdania  „śmiertelniczko".   Był  teraz  równy  Midgardczykom,  poza  tym  musiał  wykorzystać  ten  akt  życzliwości,   który   wydawał   się   wręcz  marą   po   ostatnich   wydarzeniach.  
 
-   Dobrze,  więc...  Co  powiesz  na  kolację?  -  łatwość  z  jaką  ominęła  ten  temat  wprawiła  go  w  zdumienie. 
 
-   Byłbym  bardziej  niż  zobowiązany  -  bóg  uśmiechnął  się  mimowolnie.  Chwilę  później  przywitał  go  intensywny  zapach  jedzenia. 
 
Myślałem,  że  wszystko  kupujesz  w  sklepie  -  Loki  usiadł  przy stole,  nie  wiedzą  dlaczego  to  powiedział.  Wciąż  nie  czuł  się  pewnie,  a  narastająca  cisza,  wcale  nie  sprzyjała  poprawie  jego  samopoczucia. 
 
Nie  jest  tak  źle.  Może  Cię  to  zaskoczy,  ale...  potrafię  gotować,  chociaż  w  swoim  życiu  rzadko  miałam  ku  temu  okazje  -  wsunęła  za  ucho  niesforne  kosmyki  włosów.  Przez  moment  obserwował  ją  bez  słowa.  Gdy  dołączyła  do  niego,  stawiając  na  stole  talerze  z  dwoma  porcjami  spaghetti,  Loki  wreszcie  przemówił. 
 
Miałaś  służbę?  -  usiłował  spokojnie  wybadać  sytuację. 
 
Uhm...  -  mruknęła  przeżuwając  pierwszy  kęs  posiłku.  Po  wymijającej  odpowiedzi  zorientował  się,  że  strzelił  w  samo  sedno  sprawy.  Pochodziła  z  dobrego,  zamożnego  domu.  Dlaczego  więc  mieszkała  na  wyludnionych  peryferiach? 
 
-   Jestem  dozgonnie  wdzięczny  za  twoją  opiekę,  jednakże  nie  chcę  już  dłużej  być  ciężarem...
 
 Nie  jesteś  -  przerwała  mu  w  połowie,  a  ich  spojrzenia  się  spotkały  -  Mieszkam  tu  sama i  doprawdy  rzadko  przyjmuję  gości...  Poza  tym,  nie  masz  się  gdzie  podziać,  a  to  miła  odmiana...  -  odwróciła  szybko  wzrok. 
 
-   Nie  wiesz  kim  jestem,  a  mimo  to...  przyprowadziłaś  mnie  do  swojego  domu...  Nie  boisz  się,  że  mogę  być  niebezpiecznym  mordercą?  -  popatrzył  na  nią  jak  na  łakomy  kąsek,  oblizując  usta.   



 
 
Byłoby  wspaniale  -  parsknęla  śmiechem  -  Ty  także  nie  wiesz,  na  kogo  trafiłeś...  Bóg  kłamstw  uniósł  brwi,  z  pozoru  zakłopotany  tym,  że  jego  flirtowanie  w  połowie  spotkało  się  z  odpowiedzią.   
 
Muszę  wyjść.  Potrzebujesz  ubrań  -  oznajmiła  odstawiając  swój  talerz  do  zlewu.  Loki  przerwał  jedzenie,  uśmiechając  się  szeroko. 
 
 
-   A  co  jest  złego  w  moich  szatach? 

 
Widziałeś  się  w  lustrze?  Musisz  wtopić  się  w  otoczenie,  a  w  tym  wdzianku... przyciągniesz  tabuny  gapiów.  I  inne  zainteresowane  osoby...   -  popatrzyła  z  politowaniem.  Wzdrygnął  się  na  samo  wspomnienie  o  Nicku  Fury  i  bandzie  jego  pachołków.  Znają  go,  gdy  tylko  wywęszą  jakąś  aferę,  z  łatwością  zlokalizują  jego  tymczasowe  miejsce  pobytu.  Ta  dziewczyna  wydawała  się  całkiem  bystra...  Jaką   tajemnicę  skrywasz,  Meg?  -  usiłował  rozwikłać  zagadkę  w  myślach.        

 
-  Do  dyspozycji  masz  telewizor,  łazienkę,  lodówkę  -  wskazała  palcem  -  oraz  wszystko  to,  co znajduje  się  dookoła.  Niebawem  wrócę  -  trzasnęła  drzwiami,  zostawiając  gościa  samego  w  domu. 
 
 
 

 
***
 
 
 
Loki  nerwowo  rozglądał  się  po  pokoju  w  poszukiwaniu  właścicielki  dziwnie  brzmiącego  głosu,  który  pojawił  się  raptem  niewiadomo  skąd,  wywołując  u  niego  dreszcz  niepokoju.  Jej  szorstki,  chłodny  głos  powtarzał  powoli: 
 
 
"Masz  jedną,  nieodsłuchaną  wiadomość...  <bip!>  Witaj,  Rachel,  z  tej  strony  profesor  Xavier.  Zapomniałem  Ci  o  czymś  powiedzieć...  Może  odwiedzisz  nas  jutro?  Byłbym  Ci  bardzo  wdzięczny.  Aha,  Raven  ciągle  o  Ciebie  pyta... Logan  także.  Wrócił  z  Japonii  i  ma  dla  Ciebie  prezent.  Planujemy  zorganizować  drobne  przyjęcie.  To  nic  oficjalnego,  po  prostu  zwykły  obiad  w  miłym  gronie,  więc  nie  szalej  z  przygotowaniami  <mężczyzna  zachichotał>  Nie  lubię  nagrywać  się  na  automatyczną  sekretarkę,  dlatego  będę  kończył.  Zadzwoń,  jak  odsłuchasz  moją  wiadomość..."   
 
 
Asgardzki   bóg   szybko   zlokalizował   źródło   jego   pochodzenia.   Dobiegał   z   małej,   czarnej skrzynki,   postawionej   na   komodzie   tuż   obok   białego   flakonu   z   kwiatami.  Zamarł  w  bezruchu. 
 
 
Rachel?  Jaka  Rachel?  Przecież  tu  nie  ma...  -  odchrząknął,  czując  rosnącą   w  gardle  gulę. 
 
 
 -  Zaczynasz  od  kłamstwa...  Świetnie.  Trafiłaś  na  odpowiednią  osobę.  Zabawę  czas  zacząć...  -  wyszeptał  do  siebie,  otwierając  pobliską  szufladę,  w   której  znajdowało  się  kilka  zdjęć  i  gruby,  niebieski  notes.  Tego  właśnie  szukał.  Pod  numerem  telefonu  do  niejakiego  profesora,  był  napisany  również  adres...  
 
To  pewnie  tam  masz  się  jutro  udać...    -   w  myślach  rozkoszował  się  planem  drobnej   vendetty,  gdy  w  jego  ręce  przypadkiem  wpadło  oprawione,  czarno  -  białe  zdjęcie  elegancko  ubranego  mężczyzny.  Loki  poczuł  jak  jego  dłonie  mocno  zaciskają  się  na  trzymanej  przed  sobą  ramce.  Nagle  zdał  sobie  sprawę,   jak  mięknie  z  każdą  godziną,  będąc  w  tej  kruchej  postaci,  jak  łatwo  daje  ponosić  się   emocjom,  niczym  żałośni  śmiertelnicy,  którymi  do  niedawna  szczerze  gardził. 
 
 
 
 
 
 
Jej  mąż?  Nie,  to  niemożliwe...  -  wziął  głęboki  oddech,  -  "Mieszkam tu sama i doprawdy rzadko   przyjmuję   gości..."  -  przypomniał  sobie  jej  słowa. 
 
 
-  Co  się  z  nim  stało?  -  wziął  głęboki  oddech  -  Mogła  skłamać,  przecież  to  oszustka...  A  co  jeśli  planuje  go  wykorzystać?  Może  celowo  podeszła  do  niego  w  bibliotece,  z  zamiarem  wręczenia  Furemu?  -  zaczynał  brzmieć  jak  paranoik.  Był  zmęczony  zabawą w śmiertelnika,  graniem zagubionego chłopca.  Czas, który potrzebował, by otrząsnąć się z reperkusji  minął,  a  wewnętrzny  gniew  budził  się  w  nim  jak  wygłodniała  bestia. 
 
 
Usłyszał   odgłos  otwieranego  zamku.  Pośpiesznie  odłożył  notes,  wsuwając  wystającą  szufladę   do  środka.  
 
 
Już  jestem.  Trochę  mi  zeszło,  ale  odwiedziłam  kilka  sklepów  -  powiedziała  zaraz  po  wejściu.  Loki  zmrużył  oczy  poprawiając  się  na  kanapie.  Milczał. 
 
 
-   To  dla  Ciebie.  Przymierz,  mam  nadzieję,  że  będą  pasować  -  postawiła  kilka  toreb  na  dywanie.  Podniósł  wzrok  wstając  gwałtownie  z   miejsca. 
 
 
-   Nie  jestem  w  nastroju   -  wymamrotał  ostrym  tonem  i  uciekł  do  drugiego  pokoju.  Cała  ta rozmowa  była  ostatnią  kroplą  wypełniającą  czarę  goryczy.  Bóg  kłamstw odbudował  roztrzaskaną  jaźń  i  miał  olbrzymią  ochotę  rozszarpać  coś  na  strzępy.  
 
 
-   Świetnie,  kurwa,  tego  mi  brakowało  -  zaklęła  siarczyście  -  Zmienność  nastrojów  tego  faceta  zmienia  się  jak  w  kalejdoskopie.   
 




 
 
 
 ***
 


Następnego  ranka   Asgardczyk  wkroczył  do  jadalni  w  skórzanych  spodniach i tunice,  które miał  na  sobie  w  dniu,  gdy  został  zrzucony  na  Ziemię.  Najwyraźniej  resztę  szat  zostawił  w  "swoim  pokoju". 


Dziękuję  za  rzeczy.  Nie  omieszkam  włożyć,  gdy  będę  wychodzić  na  miasto  -  powiedział  z  tajemniczym   uśmiechem. 


Proszę.  Masz  jakieś  plany?  -  chwyciła  patelnię,  rozbijając  na  jej  kilka  jajek. 


Cóż... Można  tak  powiedzieć  -  podszedł  bliżej  -  Wymyśliłem  coś  ostatniej  nocy...  Stał  teraz  obok,  zerkając  jej  przez  ramię. 


Co  to?  Ładnie  pachnie... 


-  Jajecznica.  Pomyślałam,  że  po  wczorajszym...  przyda  się  nam  porządne  śniadanie  -  Rachel  poczuła  ciarki  na  plecach.


  -  Nie  wiem,  co  wczoraj  powiedziałam,  ale... 


-   Nie  zrobiłaś  nic  złego.  Miałem,  hm,  jakby  to  ująć...  Zły  humor.  Nic  więcej  -  taksował  ją  spojrzeniem.  Był  teraz  blisko,  zdecydowanie  ZA  BLISKO. 


-  Zasmucę  Cię.  Zmienność  nastrojów  jest   zarezerwowana  dla  kobiet  -   Zrobiła   unik,   kierując   się   w   kierunku   lodówki.  Loki   wyprostował   się   nieco,   złączając   stopy.


Właściwie...  Nic  o  Tobie  nie  wiem.  Może  opowiesz  mi  trochę  przy  filiżance  dobrej,  jak  wy  to  nazywacie...  -  zrobił  pauzę  -  Ach  tak,  kawy?  -  Gorzkie  rozbawienie  przemknęło  przez  jego  oblicze. 


-  Chętnie,  ale  nie  ma  się  nad  czym  rozwodzić  -  wzruszyła  ramionami,  gdy  bóg  chaosu   posłał   dzikie,  pełne  płomiennej  wściekłości  spojrzenie. 


-  Chciałabym  powiedzieć  więcej,  ale  nie  wiem,  czy  mogę  Ci  ufać  -  ton  jej  głosu  wydawał  się  teraz  bardzo  przekonywujący.


To  samo  mogę  powiedzieć  o  Tobie   -   parsknął  rozbawiony. 


Czy  pomogłabym  Ci,  gdyby  było  inaczej?  -  Wściekłość  Lokiego  pozostała  nieostudzona,  ale  mimo  to  rozluźnił  nieco  ramiona.   


Tego  nie  wiem,  może  jesteś  dobrym  graczem...  -  pochylił  się  do  przodu,  a  jego  usta  były  w  pobliżu  jej  ucha.  Czuła   pod  skórą  dreszcz  ekscytacji,  pomimo  trzeźwiącego  chłodu,  który  wydzielało  jego  ciało. 


Przynajmniej  byś  się  tu  nie  nudził.  Zawsze  to  jakaś  rozrywka.  Jeśli  naprawdę  jesteś  Lokim,  winieneś  być  wręcz  ukontentowany  -  Ostre  oczy  boga  rozbłysły,  ukazując  coś,  co  było  prawie  prawdziwym  uśmiechem.  Przez  chwilę  zapomniał,  że  owa  śmiertelniczka  potrafi  być  tak  intrygująca. 


-  Ra...  -  w  porę  ugryzł  się  w  język  -  Nauczysz  mnie  obsługiwać  maszynę,  którą  nazywacie  tu  komputerem, Meg?


-  Co?  -  wykrztusiła  z  niedowierzaniem  -  Dlaczego  o  to  prosisz? 


-  Usłyszałem  dzisiaj,  że   to  cenne  źródło  informacji.  Mogę  tam  znaleźć  chociażby  kilka  książek.  Lubię  czytać,  a  po  tym,  co  zrobiłem  niedawno  w  bibliotece,  raczej  nie  mam  szans  na  swobodne  pokazywanie  się  w  tym  miejscu  -   przechylił   głowę   robiąc   niewinną   minę.  Spojrzała  sceptycznie. 
 

-   W  porządku.  Pod  warunkiem,  że  powiesz  mi,  jak  stałeś  się  śmiertelnikiem  -  wyciągnęła  rękę.  Skrzywił  się  na  dźwięk  tego  słowa.  Przypominało  obelgę. 


-   Stoi  -  ujął  jej  dłoń  -  To  moja  kara.  Zostałem  pozbawiony  wszelkich  mocy  przez  Odyna.  Chciał  w  ten  sposób  trochę  mnie  spacyfikować  -  zachował  chłodne  opanowanie. 


Rachel  przyglądała  się  czarnowłosemu  przybyszowi  w  milczeniu przez następną minutę  -  Dotrzymałeś  słowa,  więc  teraz  i  ja  go  dotrzymam.  Wieczorem  nauczę  Cię  obsługi  komputera.  


-  Intrygujesz  mnie  i  zaskakujesz  bardziej  konsekwentnie,  niż  jakikolwiek inny śmiertelnik, którego  poznałem.  I  jestem  bardzo  znudzony  siedzeniem  w  tej  małej  klatce  -  przełknął  ciężko  ślinę,  myśląc  o  niepokojących  rzeczach.


-  Stanowię  dogodną  rozrywkę?  -  poczuł  miłe  mrowienie  w  dole  podbrzusza.  Ich  spojrzenia  znowu  się  spotkały.


 -  Chciałbym  móc  z  czasem  to  ocenić...  -  przekomarzał  się.  Wyczuła  jak   głowa  Lokiego  obraca  się  w  jej  stronę  i  zadrżała  czując  w  pobliżu  szyi  mrożący  oddech.  Nie  spuszczał  z  niej  wzroku. 


-  Muszę  dziś  wyjść  na  chwilę,  ale  po  powrocie...  -  bóg  kłamstw  bacznie  ją  obserwował  -  spełnię  swą  obietnicę.  Nie  rzucam  słów  na  wiatr  -  odsunęła  się  wręczając  mu  dziwne,  małe  urządzenie. 


A  więc  odsłuchała  wiadomość...  -  pomyślał. 


To  jest  komórka.  Przenośny  telefon.  Wystarczy  wcisnąć  zielony  klawisz,  żeby  bezpośrednio  się  ze  mną  połączyć  -  tłumaczyła  -  Zadzwoń  do  mnie,  jakbyś  pilnie  czegoś  potrzebował...  


-   Dziękuję...   -   musnął   kciukiem  jej  nadgarstek. 


Te  kości  policzkowe...  Jakże  pięknie  współgrają  z  delikatną,  alabastrową  cerą...  -  rozmarzyła  się,  zmuszając  resztki  silnej  woli  do  odwrócenia  wzroku.  Dlaczego  tak  reaguje?  To  nie  wróżyło  niczego  dobrego. 


Naucz  mnie  teraz  -  poprosił. 


Jej  serce  zaczęło  walić  jak  oszalałe,  po  czym  szybko  wyrwała  -  Dobrze.  Niech  będzie.





***                       
 
 
 
 
               
 
 

 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz