***
Loki powoli otworzył powieki, podświadomie licząc, że może obudzi się w Asgardzie, a wszystko, co mu się przytrafiło, okaże się sennym koszmarem. Niestety, rzeczywistość znów sprzeciwiła się jego pragnieniom. Wraz z przebudzeniem wracały ból i przemęczenie, które targały jego śmiertelnym ciałem zanim na dobre stracił przytomność. Leżał wygodnie w czyimś domu na kanapie, pocierając opuchnięte oczy ręką.
Wstał powoli, wciąż nie ufając własnemu ciału, i rozejrzał się wokół siebie. Pokój był wielki, lecz przytulny, od otwartej kuchni oddzielony jedynie marmurowym blatem. Choć nie znał się na midgardziej walucie i panujących tu standartach, w jego mniemaniu, śmiertelniczka, wcale nie wyglądała na kogoś, komu źle się w życiu powodzi. Wykończenie takiego mieszkania było nie lada luksusem. Drewniane komody, skórzane fotele, marmur i duża, przyjemna kanapa, na której przyszło mu zregenerować utracone siły.
- Wreście się obudziłeś - zaczęła rozmowę młoda, atrakcyjna kobieta o brązowych włosach. Weszła do pokoju ubrana w zwykłą czarną bluzkę, przez którą przebijał się zarys kształtnych piersi.
- Gdzie ja jestem? – wychrypiał, masując skronie i błagając by ból wreszcie ustał.
- U mnie w domu. Nie pamiętasz? - usiadła na fotelu, stawiając przed nim szklankę wody - Napij się, wydajesz się spragniony. Loki dziękował opatrzności, że trafił na tak domyślną osobę.
- Opatrzyłam Ci rany. Jezu, miałeś stłuczkę z tirem? - mówiła dalej, gdy był zajęty pochłanianiem zawartości szklanki.
- Drobne perturbacje. Nic wielkiego. Zwykła kłótnia z ojcem - obserwował jej zaszokowaną minę z rozbawionym półuśmiechem.
- Nie uwierzyłabyś mym słowom, nie bacząc na ukrytą w nich prawdę – odpowiedział, gryząc się w język, by nie dodać na końcu zdania „śmiertelniczko". Był teraz równy Midgardczykom, poza tym musiał wykorzystać ten akt życzliwości, który wydawał się wręcz marą po ostatnich wydarzeniach.
- Dobrze, więc... Co powiesz na kolację? - łatwość z jaką ominęła ten temat wprawiła go w zdumienie.
- Byłbym bardziej niż zobowiązany - bóg uśmiechnął się mimowolnie. Chwilę później przywitał go intensywny zapach jedzenia.
- Myślałem, że wszystko kupujesz w sklepie - Loki usiadł przy stole, nie wiedzą dlaczego to powiedział. Wciąż nie czuł się pewnie, a narastająca cisza, wcale nie sprzyjała poprawie jego samopoczucia.
- Nie jest tak źle. Może Cię to zaskoczy, ale... potrafię gotować, chociaż w swoim życiu rzadko miałam ku temu okazje - wsunęła za ucho niesforne kosmyki włosów. Przez moment obserwował ją bez słowa. Gdy dołączyła do niego, stawiając na stole talerze z dwoma porcjami spaghetti, Loki wreszcie przemówił.
- Miałaś służbę? - usiłował spokojnie wybadać sytuację.
- Uhm... - mruknęła przeżuwając pierwszy kęs posiłku. Po wymijającej odpowiedzi zorientował się, że strzelił w samo sedno sprawy. Pochodziła z dobrego, zamożnego domu. Dlaczego więc mieszkała na wyludnionych peryferiach?
- Jestem dozgonnie wdzięczny za twoją opiekę, jednakże nie chcę już dłużej być ciężarem...
- Nie jesteś - przerwała mu w połowie, a ich spojrzenia się spotkały - Mieszkam tu sama i doprawdy rzadko przyjmuję gości... Poza tym, nie masz się gdzie podziać, a to miła odmiana... - odwróciła szybko wzrok.
- Nie wiesz kim jestem, a mimo to... przyprowadziłaś mnie do swojego domu... Nie boisz się, że mogę być niebezpiecznym mordercą? - popatrzył na nią jak na łakomy kąsek, oblizując usta.
- Byłoby wspaniale - parsknęla śmiechem - Ty także nie wiesz, na kogo trafiłeś... Bóg kłamstw uniósł brwi, z pozoru zakłopotany tym, że jego flirtowanie w połowie spotkało się z odpowiedzią.
- Muszę wyjść. Potrzebujesz ubrań - oznajmiła odstawiając swój talerz do zlewu. Loki przerwał jedzenie, uśmiechając się szeroko.
- A co jest złego w moich szatach?
- Widziałeś się w lustrze? Musisz wtopić się w otoczenie, a w tym wdzianku... przyciągniesz tabuny gapiów. I inne zainteresowane osoby... - popatrzyła z politowaniem. Wzdrygnął się na samo wspomnienie o Nicku Fury i bandzie jego pachołków. Znają go, gdy tylko wywęszą jakąś aferę, z łatwością zlokalizują jego tymczasowe miejsce pobytu. Ta dziewczyna wydawała się całkiem bystra... Jaką tajemnicę skrywasz, Meg? - usiłował rozwikłać zagadkę w myślach.
- Do dyspozycji masz telewizor, łazienkę, lodówkę - wskazała palcem - oraz wszystko to, co znajduje się dookoła. Niebawem wrócę - trzasnęła drzwiami, zostawiając gościa samego w domu.
***
Loki nerwowo rozglądał się po pokoju w poszukiwaniu właścicielki dziwnie brzmiącego głosu, który pojawił się raptem niewiadomo skąd, wywołując u niego dreszcz niepokoju. Jej szorstki, chłodny głos powtarzał powoli:
"Masz jedną, nieodsłuchaną wiadomość... <bip!> Witaj, Rachel, z tej strony profesor Xavier. Zapomniałem Ci o czymś powiedzieć... Może odwiedzisz nas jutro? Byłbym Ci bardzo wdzięczny. Aha, Raven ciągle o Ciebie pyta... Logan także. Wrócił z Japonii i ma dla Ciebie prezent. Planujemy zorganizować drobne przyjęcie. To nic oficjalnego, po prostu zwykły obiad w miłym gronie, więc nie szalej z przygotowaniami <mężczyzna zachichotał> Nie lubię nagrywać się na automatyczną sekretarkę, dlatego będę kończył. Zadzwoń, jak odsłuchasz moją wiadomość..."
Asgardzki bóg szybko zlokalizował źródło jego pochodzenia. Dobiegał z małej, czarnej skrzynki, postawionej na komodzie tuż obok białego flakonu z kwiatami. Zamarł w bezruchu.
- Rachel? Jaka Rachel? Przecież tu nie ma... - odchrząknął, czując rosnącą w gardle gulę.
- Zaczynasz od kłamstwa... Świetnie. Trafiłaś na odpowiednią osobę. Zabawę czas zacząć... - wyszeptał do siebie, otwierając pobliską szufladę, w której znajdowało się kilka zdjęć i gruby, niebieski notes. Tego właśnie szukał. Pod numerem telefonu do niejakiego profesora, był napisany również adres...
- To pewnie tam masz się jutro udać... - w myślach rozkoszował się planem drobnej vendetty, gdy w jego ręce przypadkiem wpadło oprawione, czarno - białe zdjęcie elegancko ubranego mężczyzny. Loki poczuł jak jego dłonie mocno zaciskają się na trzymanej przed sobą ramce. Nagle zdał sobie sprawę, jak mięknie z każdą godziną, będąc w tej kruchej postaci, jak łatwo daje ponosić się emocjom, niczym żałośni śmiertelnicy, którymi do niedawna szczerze gardził.
- Jej mąż? Nie, to niemożliwe... - wziął głęboki oddech, - "Mieszkam tu sama i doprawdy rzadko przyjmuję gości..." - przypomniał sobie jej słowa.
- Co się z nim stało? - wziął głęboki oddech - Mogła skłamać, przecież to oszustka... A co jeśli planuje go wykorzystać? Może celowo podeszła do niego w bibliotece, z zamiarem wręczenia Furemu? - zaczynał brzmieć jak paranoik. Był zmęczony zabawą w śmiertelnika, graniem zagubionego chłopca. Czas, który potrzebował, by otrząsnąć się z reperkusji minął, a wewnętrzny gniew budził się w nim jak wygłodniała bestia.
Usłyszał odgłos otwieranego zamku. Pośpiesznie odłożył notes, wsuwając wystającą szufladę do środka.
- Już jestem. Trochę mi zeszło, ale odwiedziłam kilka sklepów - powiedziała zaraz po wejściu. Loki zmrużył oczy poprawiając się na kanapie. Milczał.
- To dla Ciebie. Przymierz, mam nadzieję, że będą pasować - postawiła kilka toreb na dywanie. Podniósł wzrok wstając gwałtownie z miejsca.
- Nie jestem w nastroju - wymamrotał ostrym tonem i uciekł do drugiego pokoju. Cała ta rozmowa była ostatnią kroplą wypełniającą czarę goryczy. Bóg kłamstw odbudował roztrzaskaną jaźń i miał olbrzymią ochotę rozszarpać coś na strzępy.
- Świetnie, kurwa, tego mi brakowało - zaklęła siarczyście - Zmienność nastrojów tego faceta zmienia się jak w kalejdoskopie.
***
Następnego ranka Asgardczyk wkroczył do jadalni w skórzanych spodniach i tunice, które miał na sobie w dniu, gdy został zrzucony na Ziemię. Najwyraźniej resztę szat zostawił w "swoim pokoju".
- Dziękuję za rzeczy. Nie omieszkam włożyć, gdy będę wychodzić na miasto - powiedział z tajemniczym uśmiechem.
- Proszę. Masz jakieś plany? - chwyciła patelnię, rozbijając na jej kilka jajek.
- Cóż... Można tak powiedzieć - podszedł bliżej - Wymyśliłem coś ostatniej nocy... Stał teraz obok, zerkając jej przez ramię.
- Co to? Ładnie pachnie...
- Jajecznica. Pomyślałam, że po wczorajszym... przyda się nam porządne śniadanie - Rachel poczuła ciarki na plecach.
- Nie wiem, co wczoraj powiedziałam, ale...
- Nie zrobiłaś nic złego. Miałem, hm, jakby to ująć... Zły humor. Nic więcej - taksował ją spojrzeniem. Był teraz blisko, zdecydowanie ZA BLISKO.
- Zasmucę Cię. Zmienność nastrojów jest zarezerwowana dla kobiet - Zrobiła unik, kierując się w kierunku lodówki. Loki wyprostował się nieco, złączając stopy.
- Właściwie... Nic o Tobie nie wiem. Może opowiesz mi trochę przy filiżance dobrej, jak wy to nazywacie... - zrobił pauzę - Ach tak, kawy? - Gorzkie rozbawienie przemknęło przez jego oblicze.
- Chętnie, ale nie ma się nad czym rozwodzić - wzruszyła ramionami, gdy bóg chaosu posłał dzikie, pełne płomiennej wściekłości spojrzenie.
- Chciałabym powiedzieć więcej, ale nie wiem, czy mogę Ci ufać - ton jej głosu wydawał się teraz bardzo przekonywujący.
- To samo mogę powiedzieć o Tobie - parsknął rozbawiony.
- Czy pomogłabym Ci, gdyby było inaczej? - Wściekłość Lokiego pozostała nieostudzona, ale mimo to rozluźnił nieco ramiona.
- Tego nie wiem, może jesteś dobrym graczem... - pochylił się do przodu, a jego usta były w pobliżu jej ucha. Czuła pod skórą dreszcz ekscytacji, pomimo trzeźwiącego chłodu, który wydzielało jego ciało.
- Przynajmniej byś się tu nie nudził. Zawsze to jakaś rozrywka. Jeśli naprawdę jesteś Lokim, winieneś być wręcz ukontentowany - Ostre oczy boga rozbłysły, ukazując coś, co było prawie prawdziwym uśmiechem. Przez chwilę zapomniał, że owa śmiertelniczka potrafi być tak intrygująca.
- Ra... - w porę ugryzł się w język - Nauczysz mnie obsługiwać maszynę, którą nazywacie tu komputerem, Meg?
- Co? - wykrztusiła z niedowierzaniem - Dlaczego o to prosisz?
- Usłyszałem dzisiaj, że to cenne źródło informacji. Mogę tam znaleźć chociażby kilka książek. Lubię czytać, a po tym, co zrobiłem niedawno w bibliotece, raczej nie mam szans na swobodne pokazywanie się w tym miejscu - przechylił głowę robiąc niewinną minę. Spojrzała sceptycznie.
- W porządku. Pod warunkiem, że powiesz mi, jak stałeś się śmiertelnikiem - wyciągnęła rękę. Skrzywił się na dźwięk tego słowa. Przypominało obelgę.
- Stoi - ujął jej dłoń - To moja kara. Zostałem pozbawiony wszelkich mocy przez Odyna. Chciał w ten sposób trochę mnie spacyfikować - zachował chłodne opanowanie.
Rachel przyglądała się czarnowłosemu przybyszowi w milczeniu przez następną minutę - Dotrzymałeś słowa, więc teraz i ja go dotrzymam. Wieczorem nauczę Cię obsługi komputera.
- Intrygujesz mnie i zaskakujesz bardziej konsekwentnie, niż jakikolwiek inny śmiertelnik, którego poznałem. I jestem bardzo znudzony siedzeniem w tej małej klatce - przełknął ciężko ślinę, myśląc o niepokojących rzeczach.
- Stanowię dogodną rozrywkę? - poczuł miłe mrowienie w dole podbrzusza. Ich spojrzenia znowu się spotkały.
- Chciałbym móc z czasem to ocenić... - przekomarzał się. Wyczuła jak głowa Lokiego obraca się w jej stronę i zadrżała czując w pobliżu szyi mrożący oddech. Nie spuszczał z niej wzroku.
- Muszę dziś wyjść na chwilę, ale po powrocie... - bóg kłamstw bacznie ją obserwował - spełnię swą obietnicę. Nie rzucam słów na wiatr - odsunęła się wręczając mu dziwne, małe urządzenie.
A więc odsłuchała wiadomość... - pomyślał.
- To jest komórka. Przenośny telefon. Wystarczy wcisnąć zielony klawisz, żeby bezpośrednio się ze mną połączyć - tłumaczyła - Zadzwoń do mnie, jakbyś pilnie czegoś potrzebował...
- Dziękuję... - musnął kciukiem jej nadgarstek.
- Te kości policzkowe... Jakże pięknie współgrają z delikatną, alabastrową cerą... - rozmarzyła się, zmuszając resztki silnej woli do odwrócenia wzroku. Dlaczego tak reaguje? To nie wróżyło niczego dobrego.
- Naucz mnie teraz - poprosił.
Jej serce zaczęło walić jak oszalałe, po czym szybko wyrwała - Dobrze. Niech będzie.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz